No to wstawiamy :) Na wstępie, bardzo przepraszamy, że rozdział pojawia się tak późno, ale wakacje zleciały szybko, a potem zaczęła się nagonka w szkole. W dodatku brak weny robi swoje. Prezentujemy więc Rozdział I z małą informacją: Narracja z punktu widzenia Hermiony jest pisana w trzeciej osobie przez Vivienne, natomiast z punktu widzenia Evelyn w pierwszej osobie, przez Joy. Uznałyśmy, że tak lepiej wam będzie się rozeznać, która, co pisze, a dla nas to o niebo wygodniejsze. Prosimy o komentarze z waszą opinią!
Enjoy!
_______________________________
Jako, że spotkanie Prefektów miało
się odbyć dopiero za godzinę, Hermiona udała się na poszukiwania
Rona i Harry’ego. Znalazła ich dopiero na samym końcu pociągu,
co nie było trudne. Ich przedział, jako jedyny był oblegany przez
tłum młodszych uczniów, którzy na własne oczy chcieli zobaczyć
słynnego Harry’ego Pottera. Ci najbliżej przyciskali nosy do
szyby, zasłoniętej żaluzją, a ci najdalej próbowali przepchnąć
się do przodu.
Hermiona westchnęła i zbliżyła się
do rozwrzeszczanej bandy.
- Przejście dla Prefekta Naczelnego!
– Zawołała. – Natychmiast proszę się rozejść do swoich
przedziałów!
Większość osób rozeszła się,
mrucząc pod nosem, ale kilkoro chłopców kompletnie zignorowało
Gryfonkę, co ją zirytowało.
- Nie słyszeliście? – syknęła,
łapiąc najbliższą dwójkę za rękawy ich szkolnych szat. –
Marsz na miejsca, albo odejmę wam punkty, jak tylko odbędzie się
Ceremonia Przydziału. I nie będzie miało znaczenia, czy traficie
do Gryffindoru czy Slytherinu.
Spojrzeli na nią z przestrachem i nim
zdążyła coś dodać, już ich nie było. Może trochę
przesadziłam, pomyślała i przygryzła wargę. Wymiana zdań z
Malfoyem wyprowadziła ją z równowagi i dopiero teraz się
uspokoiła.
W końcu, bez problemów, dostała się
do przedziału, gdzie siedzieli Harry, Ron, Ginny, Neville i Luna.
Ron próbował opanować Świstoświnkę, Ginny spała, opierając
głowę na ramieniu Harry’ego, a Neville i Luna rozmawiali o nowym
wydaniu Żonglera.
Hermiona umieściła swój kufer na
półce bagażowej i zajęła wolne miejsce.
- Zrobiło się przyjemnie cicho, więc
zapewne się ich pozbyłaś – rzekł Harry, gdy tylko ją zobaczył.
– Próbowaliśmy to zrobić, aż w końcu daliśmy sobie spokój. –
Zmarszczył czoło. – Czemu tak wcześnie wróciłaś?
- Spotkałam Malfoya, który
powiedział, że spotkanie będzie dopiero za godzinę. – Wzruszyła
ramionami.
- Malfoy? – wtrącił się Ron. –
Pewnie znowu coś knuje.
- Nie przesadzaj, Ron – westchnęła,
wywracając oczami. – Ślizgoni nie zawsze coś knują.
- Jeszcze sobie przypomnisz moje
słowa, kiedy ta oślizgła fretka wywinie jakiś numer. – Ron
pokiwał głową, pewny siebie.
Hermiona i Harry wymienili rozbawione
spojrzenia. Dla rudzielca Ślizgoni zawsze będą prowodyrami
wszelkiego zła i Gryfonka była pewna, że to się nigdy nie zmieni.
- Mój tatuś mówi, że w tym roku
wybierze się na poszukiwania nargli – cisze przerwał rozmarzony
głos Luny, która oderwała wzrok od czasopisma i rozejrzała się
po przedziale. – O, witaj, Hermiono – dodała i uśmiechnęła
się łagodnie.
Wojna nie wpłynęła na Lunę w tak
znaczący sposób, jak wszyscy myśleli. Hermiona spodziewała się,
że Krukonka już nigdy nie wróci do swojego świata, wypełnionego
sterowalnymi śliwkami i chrapakami krętorogimi, tylko zacznie
twardo stąpać po ziemi. Nie doceniła jednak wyobraźni dziewczyny,
która szybko odnalazła się w powojennym świecie i na nowo
rozpoczęła maltretowanie ich artykułami z pisma jej ojca.
Hermiona odwzajemniła uśmiech.
- Cześć, Luna.
Kilka sekund później drzwi
przedziału otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta
staruszka, pchająca wózek ze słodyczami.
- Coś z wózka, kochaneczki? –
zapytała uprzejmie, wskazując na smakołyki.
Ron zerwał się ze swojego miejsca i
ruszył w stronę kobiety, grzebiąc ręką w kieszeni i szukając
monet.
- Hej, Ron! – zatrzymał go Harry, a
drzemiąca Ginny przebudziła się i zamrugała kilkakrotnie,
ziewając szeroko. – Weź mi czekoladowe żaby i dyniowe paszteciki
– powiedział i rzucił chłopakowi kilka galeonów.
- I fasolki. – Ginny wyszczerzyła
się do Harry’ego, kiedy ten wywrócił oczami, po czym spojrzała
na Hermionę. – Cześć, Herm. A ty nic nie bierzesz? Umrzesz z
głodu, zanim będziemy na miejscu.
- Nie, dzięki – potrząsnęła
głową. – Poczekam na ucztę.
Tymczasem, Ron, obładowany słodyczami
usiadł z powrotem i zaczął rozdzielać zakupy. Rzucił paszteciki
i żaby Harry’emu, a Ginny dostała swoje ukochane fasolki. Dla
niego została całkiem pokaźna góra, do której zjedzenia, zabrał
się z zapałem.
Hermiona wydobyła jedną, z wielu
wziętych przez siebie książek i rozsiadła się wygodnie,
zabierając za czytanie. Incydent z Malfoyem odszedł w zapomnienie.
Czytała zaledwie pół godziny,
rozpraszana przez burczenie, dobiegające z jej brzucha. Żołądek z
powodu braku dzisiejszego śniadania, dopominał się o swoje, a
Hermiona wiedziała, że jeśli czegoś nie zje, nie będzie miała
spokoju aż do uczty.
Zatrzasnęła książkę i z nadzieją
spojrzała na Rona, ale ten już zjadł wszystkiego swoje słodycze,
a teraz spał z rękami na brzuchu, pochrapując cicho. Przeniosła
spojrzenie na Harry’ego i Ginny, którzy zawzięcie dyskutowali o
Quidditchu, wokół nich walały się opakowania po czekoladowych
żabach i fasolkach. Luna z Nevillem gdzieś zniknęli, więc
nie miała wyjścia – musiała ruszyć na poszukiwania wózka ze
słodyczami.
Podniosła się z miejsca.
- Idę kupić coś do jedzenia –
oznajmiła, ale zażarta dyskusja była najprawdopodobniej w
kulminacyjnym punkcie, więc żadne z jej słów do nich nie dotarło.
Wyszła z przedziału i od razu zalała
ją fala przeróżnych dźwięków. Biegający i przekrzykujący się
pierwszoroczni, dźwięki rozmów starszych i ich upomnienia. Innymi
słowy – coroczna norma. Hermiona prawie zapomniała jak to jest,
kiedy dzieci beztrosko się bawią i uczą w Hogwarcie, a teraz miała
szansę sobie przypomnieć.
Ruszyła zatłoczonym korytarzem, z
zamiarem znalezienia wózka ze słodyczami. Głowy obracały się,
gdy przechodziła. Czuła na sobie przytłaczające spojrzenia, przez
co miała ochotę uderzyć. Uderzyć którąkolwiek z osób, które
tak się na nią gapiły.
Potrząsnęła głową, próbując
pozbyć się tej wizji z głowy. Doprawdy, zaczynała myśleć jak
Malfoy, a na to nie mogła sobie pozwolić nigdy więcej. Nie dość,
że naprzykrzał jej się na jawie, to jeszcze musiał pojawiać się
w jej myślach i snach. O tak, śniła o nim. Pojawiał się w
koszmarach, gdy razem z Harrym i Ronem tkwiła w jego domu. Widziała
przelotnie jego twarz, bladą i napiętą, z widocznymi oznakami
przerażenia. A potem następowała seria wspomnień, gdy nazywał ją
„szlamą”, najczęściej ten pierwszy raz, kiedy miała dwanaście
lat. Musiała jednak przyznać, że obecny Malfoy był całkiem inny.
Chłodny, zdystansowany, był zaledwie cieniem dawnego
rozpieszczonego i rozkapryszonego chłopaka. Utracił też swoją
dawną urodę. Jego rysy twarzy nabrały ostrości, a wokół oczu i
ust pojawiły się drobne zmarszczki, które z pewnością były
wynikiem wojny. Gryfonka sama zauważyła, że jak na swoje
osiemnaście lat wygląda dużo starzej, ale taką cenę płaciła za
przeżycie tej wieloletniej walki – a była to cena naprawdę
niewielka. Ale przynajmniej Malfoy przestał tak wiernie przypominać
i naśladować swojego ojca.
Hermiona tak bardzo się zamyśliła,
że dopiero po kilkunastu sekundach zauważyła, że minęła
kobietę, pchającą wózek, wypełniony pysznymi smakołykami, które
sprawiły, że z jej żołądka wydostał się mało estetyczny
dźwięk. Skrzywiła się, po czym zawróciła, by stanąć obok
kobiety,która wydawała małemu chłopcu resztę.
Po kupieniu pasztecików z dyni,
czekoladowych żab, waniliowo czekoladowych karaluchów i miętowych
ropuch, Hermiona grzecznie podziękowała czarownicy i z trudem
utrzymując słodycze w ramionach, ruszyła z powrotem. Kilka razy o
mało nie została przewrócona i stratowana przez młodszych
uczniów, biegających po korytarzu, ale udało jej się utrzymać na
nogach.
Przechodziła właśnie obok jednego z
zamkniętych przedziałów, gdy usłyszała serię dziwnych dźwięków,
po której nastąpił krzyk. Hermiona zmarszczyła czoło, od razu do
jej głowy napłynęły wspomnienia, kiedy musiała wysłuchiwać
czyjegoś krzyku. Czyżby znowu…? Zrobiła kilka kroków w tył i
wolną ręką otworzyła drzwi przedziału.
***
Szłam pustym pociągowym korytarzem,
szukając w przedziałach Dracona. Gdy nie znalazłam go w kolejnym
ze sprawdzonych przedziałów postanowiłam dać sobie spokój.
Wyciągnęłam z tylnej kieszeni mugolskie papierosy i wetknęłam
jednego do ust, odpalając. Nie zdążyłam dopalić papierosa do
połowy, gdy silne, ciepłe ręce na moich biodrach wciągnęły mnie
do przedziału. Wylądowałam na jego umięśnionym ciele, otulona
jego świeżym zapachem, siedząca okrakiem na jego biodrach.
Spojrzał na mnie z rozbrajającym uśmiechem.
- No proszę, a tyle się naszukałam. – Pokręciłam głową, patrząc na blondyna.
- Pamiętaj, że zawsze sam cię znajdę – cmoknął mnie w usta, unosząc lekko głowę, po czym położył się z powrotem na podłodze, na której wylądowaliśmy i spojrzał na mnie, oblizując usta. Jego oddech nieznacznie przyśpieszył, a gdy poczułam twarde wybrzuszenie w okolicy jego krocza, zrozumiałam, dlaczego.
- No proszę, a tyle się naszukałam. – Pokręciłam głową, patrząc na blondyna.
- Pamiętaj, że zawsze sam cię znajdę – cmoknął mnie w usta, unosząc lekko głowę, po czym położył się z powrotem na podłodze, na której wylądowaliśmy i spojrzał na mnie, oblizując usta. Jego oddech nieznacznie przyśpieszył, a gdy poczułam twarde wybrzuszenie w okolicy jego krocza, zrozumiałam, dlaczego.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Widzę, że twój mały się obudził – mruknęłam, zahaczając 'przypadkowo' dłonią o nabrzmiałą męskość, rozsadzającą rozporek spodni blondyna.
- Tak na niego działasz – Uśmiechnął się seksownie.
- Biedaku, sam musisz sobie poradzić – zaczęłam się z nim droczyć.
- Nie pomożesz mi? - Jego brew znalazła się w górze, a ja w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Po sekundzie leżałam już pod nim, na miękkim kocyku, który chłopak wyczarował. – Jak możesz być taka okrutna? - zapytał wpijając się w moją szyję. Moje ciało automatycznie wygięło się w łuk.
- Ja okrutna? To ty mnie przygniatasz do podłogi! - zaśmiałam się, gdy jego ciepła ręka znalazła się pod moją bluzką sunąc w górę, w stronę piersi.
- A masz coś przeciwko temu, żebym był na tobie? – zapytał, a ja poczułam jego męskość między nogami. – I żebym trzymał tu rękę? - Zaczął masować moją pierś. Nienawidziłam, gdy to robił. Wtedy zamiast mózgu miałam różową gąbkę i kompletnie poddawałam się jego woli. Wiedział jak osiągnąć cel. Jęknęłam cicho, a chłopak wpił się w moje usta. Jego język badał wnętrze moich ust, a jego ręce odpięły guzik moich spodni, później rozsunęły suwak by następnie zacząć ściągać ze mnie spodnie razem z czarnymi koronkowymi figami. Nie przestając go całować, odnalazłam jego pasek i bardzo szybko spodnie blondyna, tak jak moje, zostały opuszczone do kolan. Usta chłopaka przesunęły się na moją szyję, znacząc moją zimną skórę swoimi gorącymi pocałunkami.
- Serio? – wydyszałam, wyginając się, gdy jego usta schodziły niżej i właśnie zahaczały o moją pierś. – Chcesz to robić w pociągu?
- Długo się nie widzieliśmy Kochanie, wystarczy, że powiesz „nie” – Spojrzał na mnie z poziomu mojego brzucha, pociemniałymi od pożądania szarymi oczami.
- Nienawidzę cię – jęknęłam i przyciągnęłam go za kołnierz koszuli, by wpić się w jego usta. Całowaliśmy się namiętnie, a przedział wypełniały głównie moje jęki i nasze przyśpieszone, nierówne, płytkie oddechy. Poczułam jego nabrzmiałego członka, wbijającego się delikatnie w moje wnętrze, po czym ta część jego ciała zniknęła. Całując mnie po brzuchu, piersiach i szyi, powtórzył to jeszcze dwa razy, drocząc się tym sposobem ze mną. Wiedział, że doprowadza mnie to do szaleństwa i czekał aż zacznę go błagać. Co, oczywiście, nie całą minutę później uczyniłam.
- I to niby ja jestem okrutna? – wydyszałam, wijąc się pod nim z rozkoszy. – Nie drocz się ze mną, Draco! Błagam, zrób to! - wyjęczałam.
- Widzę, że twój mały się obudził – mruknęłam, zahaczając 'przypadkowo' dłonią o nabrzmiałą męskość, rozsadzającą rozporek spodni blondyna.
- Tak na niego działasz – Uśmiechnął się seksownie.
- Biedaku, sam musisz sobie poradzić – zaczęłam się z nim droczyć.
- Nie pomożesz mi? - Jego brew znalazła się w górze, a ja w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Po sekundzie leżałam już pod nim, na miękkim kocyku, który chłopak wyczarował. – Jak możesz być taka okrutna? - zapytał wpijając się w moją szyję. Moje ciało automatycznie wygięło się w łuk.
- Ja okrutna? To ty mnie przygniatasz do podłogi! - zaśmiałam się, gdy jego ciepła ręka znalazła się pod moją bluzką sunąc w górę, w stronę piersi.
- A masz coś przeciwko temu, żebym był na tobie? – zapytał, a ja poczułam jego męskość między nogami. – I żebym trzymał tu rękę? - Zaczął masować moją pierś. Nienawidziłam, gdy to robił. Wtedy zamiast mózgu miałam różową gąbkę i kompletnie poddawałam się jego woli. Wiedział jak osiągnąć cel. Jęknęłam cicho, a chłopak wpił się w moje usta. Jego język badał wnętrze moich ust, a jego ręce odpięły guzik moich spodni, później rozsunęły suwak by następnie zacząć ściągać ze mnie spodnie razem z czarnymi koronkowymi figami. Nie przestając go całować, odnalazłam jego pasek i bardzo szybko spodnie blondyna, tak jak moje, zostały opuszczone do kolan. Usta chłopaka przesunęły się na moją szyję, znacząc moją zimną skórę swoimi gorącymi pocałunkami.
- Serio? – wydyszałam, wyginając się, gdy jego usta schodziły niżej i właśnie zahaczały o moją pierś. – Chcesz to robić w pociągu?
- Długo się nie widzieliśmy Kochanie, wystarczy, że powiesz „nie” – Spojrzał na mnie z poziomu mojego brzucha, pociemniałymi od pożądania szarymi oczami.
- Nienawidzę cię – jęknęłam i przyciągnęłam go za kołnierz koszuli, by wpić się w jego usta. Całowaliśmy się namiętnie, a przedział wypełniały głównie moje jęki i nasze przyśpieszone, nierówne, płytkie oddechy. Poczułam jego nabrzmiałego członka, wbijającego się delikatnie w moje wnętrze, po czym ta część jego ciała zniknęła. Całując mnie po brzuchu, piersiach i szyi, powtórzył to jeszcze dwa razy, drocząc się tym sposobem ze mną. Wiedział, że doprowadza mnie to do szaleństwa i czekał aż zacznę go błagać. Co, oczywiście, nie całą minutę później uczyniłam.
- I to niby ja jestem okrutna? – wydyszałam, wijąc się pod nim z rozkoszy. – Nie drocz się ze mną, Draco! Błagam, zrób to! - wyjęczałam.
Chłopak jeszcze chwilę się nade mną
poznęcał, po czym jednym ruchem znalazł się cały we mnie.
Odrzuciłam głowę do tyłu, a z moich ust wydarł się przeciągły
krzyk pełen rozkoszy. Od razu zaczął szybko i energicznie poruszać
biodrami, za każdym razem wbijając go do końca, a ja miałam
wrażenie, że zaraz umrę z rozkoszy, jaką było posiadanie go w
sobie.
- Na Merlina! Co tu się dzieje? - Usłyszałam znajomy głos. Draco znieruchomiał, ja tak samo. W drzwiach przedziału stała Hermiona Granger we własnej osobie. Jej oczy powiększyły się trzykrotnie, a usta były lekko rozchylone, w związku z doznanym szokiem. Słodycze, które trzymała w rękach rozsypał się wokół jej nóg. Wpatrywałam się w nią, ona patrzyła się w nagiego blondyna, a ten za to wtulił głowę w moje piersi dysząc ciężko, tak jak ja.
- Napatrzyłaś się już? - warknął mój chłopak, patrząc na nią przez ramie.
- Na Merlina! Co tu się dzieje? - Usłyszałam znajomy głos. Draco znieruchomiał, ja tak samo. W drzwiach przedziału stała Hermiona Granger we własnej osobie. Jej oczy powiększyły się trzykrotnie, a usta były lekko rozchylone, w związku z doznanym szokiem. Słodycze, które trzymała w rękach rozsypał się wokół jej nóg. Wpatrywałam się w nią, ona patrzyła się w nagiego blondyna, a ten za to wtulił głowę w moje piersi dysząc ciężko, tak jak ja.
- Napatrzyłaś się już? - warknął mój chłopak, patrząc na nią przez ramie.
Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie,
wzrokiem sunąc pomiędzy nim a mną.
- Czyli to już potwierdzone, że Ślizgonki puszczają się
wszędzie – stwierdziła lodowato Granger i nim zdążyłabym
zareagować, obróciła się na pięcie, po czym wyszła z
przedziału, zatrzaskując za sobą drzwi. Ogarnęła mnie dzika
wściekłość.
***
Zatrzasnęła za sobą drzwi i szybkim
krokiem ruszyła korytarzem. Mimowolnie na jej policzki wypłynął
paskudny rumieniec, kiedy w jej głowie pojawiał się obraz Malfoy
’a. Pochyliła głowę i zacisnęła oczy ze złością, chcąc
pozbyć się tych okropnych myśli. Doprawdy, to, co przed chwilą
zobaczyła wzbudziło w niej jedynie niechęć i odrazę. Ślizgoni
nie mają za grosz kultury!
Hermiona warknęła na kilku
pierwszoroczniaków, którzy tarasowali drogę. Szybko rozbiegli się
w popłochu, rzucając jej przestraszone spojrzenia.
Gryfonka czym prędzej wcisnęła się
do małej łazienki i odetchnęła głęboko. Evelyn i Malfoy
przypomnieli jej niedawne wydarzenia.
Siedziała z pochyloną głową na
drewnianej, zimnej huśtawce, kilka ulic od jej domu. Ściskała
różdżkę w skostniałych palcach. Mogła bez problemu rzucić na
siebie Zaklęcie Ogrzewające, ale zimno i wilgoć przypominały jej
radosne, ale i pełne strachu chwile w przemokniętym namiocie, na
jakimś pustkowiu. Tyle poświęciła na tej wojnie, tyle przeżyła,
a oni wciąż tego nie dostrzegali. Dziennikarze proroka,
dopominający się wywiadów i sesji zdjęciowych, pracownicy
Ministerstwa, proszący o autograf, zwykli czarodzieje, śledzący ją
wzrokiem na każdym kroku. Jakby naprawdę nie widzieli jej sińców
pod oczami, wciąż niezagojonych blizn, wychudzonego ciała. Nie,
dla nich była obiektem sensacji – dziewczyną, która pomogła
uratować magiczny świat. Ogarnął ją gniew.
Podskoczyła, kiedy z jej różdżki
wytrysnęły czerwone iskry. Ostatnio traciła panowanie nad swoją
magią i bała się tego. Bała się, że jeśli straci kontrolę,
ktoś ucierpi.
- Jest tu ktoś? Halo! –
Usłyszała czyjś głos z oddali, wiec szybko schowała różdżkę.
Kto o tej porze włóczy się po Placu Zabaw? Po chwili przed nią
wyłonił się młody chłopak. Było ciemno, nie widziała go za
dobrze. W pogotowiu ścisnęła różdżkę w kieszeni.
- Kim jesteś? – zapytała
chłodno, obserwując go uważnie. Nieznajomy zlustrował ją
wzrokiem, a ona zadrżała na wspomnienie Bellatrix, robiącej to
samo, tuż przez rzuceniem na nią Cruciatusa.
- Mark. – powiedział, pewnym
siebie głosem, przeczesując włosy ręką. – Jak się nazywasz,
piękna?
Tani podryw, pomyślała Hermiona.
W takim stanie można było ją określić na sto różnych sposobów,
ale na pewno nie słowem „piękna”.
Mimo to, chciała z nim
porozmawiać.
- Jestem Hermiona – od razu
zacisnęła usta, czekając na parsknięcie śmiechu. Kiedy się go
nie doczekała, spojrzała na niego. Przyglądał jej się z
łobuzerskim uśmiechem.
- Co o tej porze robi tutaj ktoś
taki jak ty?
Uniosła brwi z irytacją.
- Co masz na myśli?
- Młoda, bezbronna… - urwał i
wzruszył ramionami, a dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie. Na
pewno nie był bezbronna.
- Wiele rzeczy można o mnie
powiedzieć, ale na pewno nie jestem bezbronna – rzekła i
odepchnęła się nogami. Stare łańcuchy zaskrzypiały, gdy
huśtawka zaczęła się poruszać – A ty, Mark? Co tu robisz?
- Spaceruje.
Mimowolnie przymknęła powieki,
kiedy zimny wiatr uderzył w jej twarz i rozwiał włosy. Przez
chwilę zapomniała o strachu, a wszystko przez chłopaka, którego
widziała pierwszy raz w życiu. Uśmiechnęła się jednym kącikiem
ust.
Przeczesała palcami miękkie,
jasne włosy i ułożyła głowę wygodnie na jego klatce piersiowej.
Po seksie, Mark zawsze był tak przyjemnie ciepły, lubiła się
ogrzewać się przy nim, szczególnie, że jej skóra zawsze
pozostawała lodowata. Chłopak zaczął coś mamrotać i wiercić
się pod nią.
- Ćśś. – Uspokajająco
pogłaskała go po policzku. Znowu znieruchomiał.
Wbrew temu, co myślał, nic do
niego nie czuła. Wiedziała, że to strasznie egoistyczne z jej
strony, ale seks z Markiem pomagał jej. Był to okropny sposób na
pozbycie się poczucia strachu, sposób na wyleczenie się z
nieprzyjemnych wspomnień. Często był agresywny podczas stosunków,
ale to tylko ułatwiało sprawę. Potrzebowała bólu, bólu
niezwiązanego z wojną.
Ale teraz musiała go zostawić.
Wyjeżdżała do Hogwartu, a on nie wiedział nawet, że jest
czarownicą. Mimo tego wszystkiego, nie czuła żadnego żalu,
wiedziała, że nie zatęskni za nim.
- Już nie śpisz? – zapytał
sennie.
- Rozmyślam. – rzekła krótko,
nabierając dystansu. Wyplątała się z jego objęć i wyskoczyła z
łóżka. Chwyciła ubrania, wiszące na krześle i zaczęła się
ubierać.
- Gdzie idziesz? – Odwrócona do
niego plecami, jedynie słyszała zaskoczenie w jego głosie. Kiedy
doprowadziła się do porządku, wyciągnęła różdżkę z
kieszeni, po czym odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
- Hermiona – zaczął,
poważniejąc. – Co się stało? Co to jest? – Zerknął na jej
jedyną broń, której nie zastąpiłaby żadną inną.
- Szkoda, że nie będziesz tego
pamiętał – Uśmiechnęła się bezwiednie i spojrzała na różdżkę
z namysłem. – To jest różdżka, wiesz? A ja jestem czarownicą –
To słowo nigdy jej się nie nudzi, była niezmiernie dumna z tego,
kim jest.
Mark patrzył na nią jak na
wariatkę. Teraz wiem, jak czuła się Luna, pomyślała bez żadnego
sensu.
- Jesteś chora? Może masz
gorączkę?
- Muszę odejść, Mark –
Spoważniała, wbijając w niego wzrok.
- Ale…
- Obliviate. – wymamrotała,
kierując koniec różdżki w jego stronę.
Fajnie się zaczyna, szkoda ze jeden rozdział na kilka miesięcy. Czekam na ciąg dalszy. Myślałyście o jakimś sposobie powiadamiania poszczególnych osób o nowym rozdziale ? Czekam na info :D
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział na pewno będzie szybciej! Myśle, że nawet do końca listopada :) A sposoby powiadamiania masz w zakładce "Autorki".
Usuńso fucking awesome! bardzo intrygujące, życiowe, sexowne opowiadanie. No i Hermiona... no, no.. nie spodziewałabym się :D
OdpowiedzUsuństwierdzam zgon :D Draco<3 zaczyna sie tak, że wiem, że tu wrócę, więc czekam na następny!
OdpowiedzUsuńKiedy będzie kolejny rozdział? Wiem, że takie pytania nie są najprzyjemniejsze, ale miał być do końca listopada :)
OdpowiedzUsuńK.
Wieeeeem, sama siebie zawiodłam :( Rozdział się w tej chwili piszę, powinien być w ciągu kilku dni!
UsuńPozdrawiam :)
Świetne i intrygujące opowiadanie;) I bardzo fajny, inny sposób przedstawienia postaci Hermiony, nie mogę się doczekać następnego
OdpowiedzUsuń