6 stycznia 2013

Rozdział III

 Zapraszamy do czytania III wpisu ;) Prosimy o komentarze z waszą opinią!
Enjoy!

____________________

Jej pragnienie się spełniło. Ostatnią lekcją dzisiejszego dnia była Obrona przed Czarną Magią. Hermiona stała pod klasą w towarzystwie Harry’ego i Rona, którzy rozmawiali o tegorocznej lidze Quidditcha.
Dziewczyna skrzywiła się na widok nadchodzących Ślizgonów. Nie miała nic do nich, ale wiedziała jak się kończą zajęcia Slytherin – Gryffindor. Przez głowę przemknęła jej myśl, że mogłaby ostrzec profesora Evertona, lecz szybko z niej zrezygnowała. Wolała poczekać na obrót wydarzeń. Kątem oka dostrzegła Malfoya, który szedł w jej stronę razem z Zabinim. Żaden z nich nie wydawał się zadowolony z pierwszego dnia nauki. Blondyn nie zaszczycił Gryfonki nawet spojrzeniem, lecz mimo to, ona zarumieniła się lekko na wspomnienie wydarzenia z pociągu. Od razu przypomniała sobie o swojej obietnicy przeproszenia Evelyn i postanowiła, że po zajęciach pójdzie jej poszukać.
Tymczasem drzwi klasy otworzyły się i stanął w nich nauczyciel. Zlustrował wzrokiem grupę Ślizgonów, stojących w oddaleniu, po czym zerknął na Gryfonów.
- Myślę, że wszyscy są – powiedział miękko. – Wobec tego, zaczniemy wcześniej.
Odwrócił się i podążył w głąb sali, a uczniowie za nim. Hermiona wymieniła spojrzenia z Harrym i Ronem, wzruszyła ramionami i przekroczyła próg. Zajęła miejsce w pierwszym rzędzie ławek, a chłopcy dołączyli do niej kilka sekund później. Spojrzała na profesora, który stanął na przedzie klasy i czekał aż wszyscy usiądą.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Witam was na pierwszej lekcji Obrony przed Czarną Magią – zaczął, kołysząc się lekko na piętach. – Jak wiecie, nazywam się Christian Everton i przez najbliższy rok będę nauczał tego przedmiotu. Pozwoliłem sobie zerknąć na wasze wyniki z ostatnich lat, przestudiowałem także wasz plan nauczania. Stwierdziłem, że tym razem postawimy na praktykę. Oczywiście, pojawi się również wiedza teoretyczna, jednak wolałbym się skupić na jej zastosowaniu.
Przez uczniów przetoczyły się podniecone szepty. Nieczęsto mieli okazję na takie lekcje. Mężczyzna jedynie uśmiechnął się na tą reakcje i klasnął w dłonie.
- Dobrze, w takim razie sprawdzimy wasze umiejętności w pojedynkowaniu się. Proszę dobrać się w pary i za chwilę zaczynamy.
Hermiona natychmiast złapała za rękę Harry’ego, który siedział obok niej. Ron posłał jej nienawistne spojrzenie, a ona w odpowiedzi uśmiechnęła się słodko.  Spojrzała na drugą stronę Sali, gdzie Ślizgoni wybierali sobie swoje pary. Cieszyła się, że jest z Harrym, który jako nieliczny w klasie potrafił się świetnie pojedynkować. Jednak jej radość nie trwała długo. Profesor przerwał rozmowy głośnym chrząknięciem.
- Mówiąc, żeby dobrać się w pary, miałem na myśli pary między domami – Everton uśmiechnął się, widząc skrzywione spojrzenia uczniów. – Najlepiej chłopak z dziewczyną – dodał.
Harry posłał Hermionie przepraszające spojrzenie, a dziewczyna westchnęła ciężko. Nie chciała pojedynkować się ze Ślizgonami, to zbyt przypominało prawdziwą walkę. Widząc po minach Gryfonów, myśleli to samo co ona. Z profesorem się nie dyskutuje, pomyślała Gryfonka, po czym razem z resztą współdomowników ruszyła w stronę Ślizgonów. Nikt nie kwapił się do szukania swojego partnera, aż do akcji wkroczył nauczyciel i zaczął sam wybierać pary. Kiedy dotarł do niej, rozejrzał się po klasie z namysłem. W końcu chwycił jakiegoś chłopaka za szatę. Hermiona zdrętwiała.
- Panna Granger – powiedział i przyjrzał się swojej zdobyczy. – I pan Malfoy. Proszę bardzo, stańcie tam – machnięciem ręki wskazał im kierunek.
Gryfonka spojrzała na Ślizgona z niechęcią. Chłopak nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. To będzie ciężka współpraca. Bez oglądania się za siebie podeszła pod ścianę i oczekiwała aż wszyscy będą mieli kogoś do pary. Nie będzie pojedynkować się z Malfoyem, nigdy w życiu. Na samą myśl jej głowę zalewały wspomnienia z Malfoy Manor, gdzie na jego oczach Bellatrix rzucała na nią Cruciatusa. Widziała, że był przerażony i nie chciał na to patrzeć, ale nie zrobił nic, kompletnie nic, żeby jej pomóc. Zresztą, nie spodziewała się tego po nim, ale miło było mieć nadzieję. A gdyby teraz miała wycelować w niego różdżkę i rzucić zaklęcie… Nie była pewna, czy dałaby radę.
Potrząsnęła głową i spojrzała w kierunku profesora. Spoglądał na uczniów z satysfakcją, bawiąc się różdżką.
- Proszę ustawić się pod ścianą, pojedynek odbędzie się na środku – powiedział, wskazując miejsce ręką. – Jeśli chodzi o zasady to jako tako nie obowiązują. Oczywiście, zabrania się używania zaklęć czarnomagicznych i takich, które mogą wyrządzić trwałe obrażenia – Posłał grupce młodzieży, stłoczonej pod ścianą, zachęcający uśmiech. – Na początek może… Panna Parkinson i pan Weasley, proszę tu podejść.
Hermiona obserwowała uważnie Ślizgonkę, którą wyszła na środek z obrzydzeniem, malującym się twarzy. Zaraz za nią kroczył Ron, który nie wyglądał na zadowolonego czekającą na niego walką. Ich spojrzenia spotkały się, więc Hermiona posłała mu pocieszający uśmiech i uniosła w górę kciuk, ale w duchu obiecała sobie, że w razie niebezpieczeństwa powstrzyma Pansy przed zrobieniem mu krzywdy. Odnalazła Harry’ego w tłumie i wiedziała, że pomyślał to samo, co ona.
Pojedynek nie trwał długo, ale – na szczęście – zakończył się sukcesem Rona. Gryfonka odetchnęła z ulgą, jednakże zaraz spięła się ponownie, słysząc, jak profesor wywołuje Pottera i Millicentę Bulstrode. O Harry’ego nie bała się tak bardzo, była pewna, że wygra. Nie bez przyczyny przeżył tyle spotkań z Voldemortem i Śmierciożercami.
Po następnych trzech pojedynkach, Hermiona, znudzona, oparła się plecami o ścianę i wbiła wzrok w sufit. Domyśliła się, że ona i Malfoy będą ostatni. Swędził ją czubek głowy na myśl o niej i o fretce jako parze. Zaczynała podejrzewać, że profesor Everton nie przez przypadek wybrał dla niej Malfoy’a, wiedząc o ich wspólnej przeszłości. Jeśli tak było, Gryfonka nie potrafiła powiedzieć dlaczego.
- Jako ostatni pojedynkować się będą panna Granger i pan Malfoy – usłyszała głos nauczyciela, który opierał się o biurko i stamtąd obserwował, co się działo. Hermiona podeszła bliżej i zwróciła się do profesora.
- Nie można by zrobić jakiejś zamiany, proszę pana? – zapytała, patrząc na niego z niema prośbą w oczach.
- Tchórzysz, Granger? – Malfoy wydal z siebie pełne drwiny prychnięcie.
- Myślę, że to już nie będzie konieczne – uśmiechnęła się do mężczyzny, po czym odwróciła się w stronę blondyna. – Zobaczymy na co cię stać, Malfoy – syknęła.
Stanęli przodem do siebie. Hermiona widziała jego stalowoszare oczy, wpatrujące się w nią, poszukując najmniejszego ruchu. Kiedy nauczyciel dał znak, jednocześnie unieśli różdżki przed swoje twarze. Gryfonka zmrużyła oczy, po czym opuściła broń, odwróciła się i przeszła trzy kroki.
Zaczęło się niepozornie. Chłopak rzucił Expelliarmus, a ona obroniła się prostym Protego.  W niczym nie przypominało to prawdziwej walki.
Do czasu.
Hermiona mimowolnie zaczęła przypominać sobie wszystkie pojedynki, które stoczyła. Skutkiem tego było użycie bardziej zaawansowanych zaklęć, co w efekcie wywołało reakcję u Malfoya. Dziewczyna widziała, jak z trudem uniknął jednej z klątw, po czym zacisnął zęby ze złością i odparował atak niewerbalnie. Posłała mu złośliwy uśmiech.
Pojedynek stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Hermiona i Draco krążyli wokół siebie, świadomi każdego swojego ruchu i gestu. Gryfonka odbierała to jako coś osobistego. Musiała zwyciężyć. Może to pomogłoby uświadomić innym, że jest coś warta, pomimo jej mugolskiego pochodzenia. Odkąd zaczęła uczęszczać do Hogwartu robiła wszystko, aby pokazać, że niczym się nie różni od uczniów z czarodziejskich rodzin. Starała się zaistnieć również dla własnej satysfakcji. Wszystko, co zrobiła zachwiało się poważnie, kiedy Bellatrix rozrywała ją od środka Cruciatusem. Bez litości. Dlatego walczyła teraz tak zaciekle. Chciała udowodnić Malfoy’owi, że nie jest bezużyteczna.
- Wystarczy, wystarczy – Ich pojedynek przerwał profesor Everton. Jednym ruchem różdżki zniwelował zaklęcie, które rzuciła Hermiona. – Możecie opuścić różdżki. Mamy remis.
Dyszała ciężko. Była zła na nauczyciela. Dlaczego nie pozwolił im dokończyć pojedynku?
- To koniec na dzisiaj. Możecie się rozejść – Hermiona od razu ruszyła w stronę Harry’ego i Rona, którzy patrzyli na nią z zaskoczeniem.
- No co? – zapytała, zabierając swoją torbę z ławki.
- Hermiono, to było niesamowite – pochwalił ją Ron, klepiąc po ramieniu. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Ron, co powiesz na partyjkę szachów przed kolacją? – rzucił Harry, uprzednio obdarzając Gryfonkę zaniepokojonym spojrzeniem.
- Ja, w przeciwieństwie do was, mam zamiar zrobić coś pożytecznego – prychnęła Hermiona, ignorując Harry’ego. – Pójdę do biblioteki i zacznę pisać wypracowanie dla profesor Sprout. Radziłabym wam zrobić to samo.
Ron i Harry wywrócili oczami
- To dopiero pierwszy dzień, na napisanie wypracowania został nam cały tydzień – odezwał się rudzielec, a jego towarzysz pokiwał głową na znak zgody. – To jak, idziesz z nami?
Potrząsnęła głową. Pożegnała się, po czym skierowała swe kroki ku bibliotece. Wtem przypomniała sobie o swoim postanowieniu przeproszenia Evelyn Nott. Po pojedynku z Malfoy’em nie miała ochoty widzieć żadnego Ślizgona, ale pragnęła uspokoić swoje sumienie na dobre.

 *


Od krótkiej wymiany zdań z Draco nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Patrzyliśmy na siebie wściekłym wzrokiem, jednak z czyhającym gdzieś z tyłu smutkiem. Zabini spoglądał na mnie z rozżaleniem, jednak twarz miał zimną i obojętną. Nie obchodziło mnie samopoczucie Zabiniego i to, że przeze mnie był w złym humorze. Bardziej byłam zainteresowana innym Ślizgonem, również nie był w dobrym humorze. Kierowałam się właśnie na błonia, żeby uspokoić drżenie rąk papierosem, gdy usłyszałam za sobą głos, o zgrozo, Hermiony Granger.
- Evelyn, zaczekaj – przepychała się do mnie przez uczniów idących korytarzem. Przystanęłam, obracając się w jej stronę i splatając ramiona na piersiach. Spojrzałam na nią wyczekująco, z zimną obojętnością.
- Czego? - zapytałam spokojnie.
- Możemy porozmawiać? Ale nie tutaj? - zapytała lekko drżącym głosem, w oczach miała niemą prośbę.
- Jeśli chcesz mnie znowu powyzywać, to śmiało. Nie musimy nigdzie iść, tutaj masz pokaźną widownie – warknęłam. Dziewczyna zarumieniła się.
- Właśnie o tym chciałam porozmawiać – popatrzyła na mnie dużymi orzechowymi oczami, przygryzając wargę. Zmarszczyłam brwi zszokowana, po czym odwróciłam się i skierowałam w stronę jeziora, słysząc idącą za mną Gryfonkę. Na miejscu odwróciłam się do dziewczyny i zerknęłam na nią wyczekująco.
- Więc?
- Uważam, że to, co robiliście w pociągu nie było zbyt… etyczne - powiedziała cicho, uciekając wzrokiem. - Mimo to, nie powinnam cię obrażać – skrzywiła się, po czym dodała głośniej: - Dlatego chciałam się przeprosić za to, co powiedziałam. Rób z Malfoy’em co tam tylko chcesz, ja się w to nie mieszam. - Spojrzałam na dziewczynę z politowaniem, nie wiedząc czy mam się śmiać, czy płakać lub może paść na kolana i bić pokłony. Westchnęłam.
- Posłuchaj mnie, Granger. Masz zupełną rację. To co robię z Malfoyem to tylko i wyłącznie nasza sprawa i nie powinnaś się w to mieszać. Nie interesuje mnie twoje zdanie na temat mojego życia intymnego i czy według ciebie było to etyczne czy nie. Co do obrażania mnie, to mam gdzieś twoje przeprosiny. Dzięki tobie jestem pokłócona z Draco i żadne słowa tego nie naprawią. Nie powinnaś komentować tego, co było w pociągu. Mogłaś siedzieć cicho, ale najwidoczniej Panna-Wiem-To-Wszystko nie potrafi ugryźć się w język – powiedziałam na jednym wdechu, obserwując ją. Hermiona posłała mi niedowierzające spojrzenie.
- Świetnie. Chciałam tylko poinformować cię, że żałuje tego, co powiedziałam. Dziękuje za zrozumienie – rzekła obojętnym tonem, jednak zobaczyłam smutek na jej twarzy. Zrobiło mi się głupio. Przygryzłam wargę.
- Przepraszam cię, Hermiono – mruknęłam, ubolewając nad swoją głupotą. – Poniosło mnie, mam teraz naprawdę ciężki okres, ale nie powinnam się wyżywać na tobie. Nie jesteś niczemu winna... - urwałam i westchnęłam ciężko. Spojrzałam na stojącą przede mną dziewczynę, która wlepiała we mnie ze zdziwieniem wzrok. - Mam coś na twarzy? - zapytałam dla pewności.
- Nie, po prostu... pierwszy raz usłyszałam swoje imię z twoich ust. To trochę dziwne, bo zawsze mówiłaś mi po nazwisku – uśmiechnęła się niepewnie, a ja odniosłam wrażenie że dziewczynę ucieszyło zwykłe wymówienie przeze mnie jej imienia. –Przykro mi, Evelyn, że przeze mnie pokłóciłaś się z Malfoyem. Powinnam być wtedy cicho – westchnęła.
- Nie przepraszaj mnie, to naprawdę nie twoja wina. Otworzyłam w końcu oczy... - zaczęłam znowu, ze wzrokiem zwróconym gdzieś w dal. Ponownie zerknęłam na dziewczynę, po czym machnęłam ręką – Nieważne.
- Otworzyłaś oczy? - powtórzyła dziewczyna, patrząc na mnie z odrobiną sympatii. Byłam pod wrażeniem  jej otwarcia na innych.
- Uświadomiłam sobie coś po prostu, po tym co powiedziałaś w pociągu i po kłótni... Ale to nieważne – uśmiechnęłam się do niej lekko. Dziewczyna patrzyła na mnie, mrużąc zabawnie oczy.
- Masz ochotę na piwo kremowe? - zapytała z szerokim uśmiechem. Zmarszczyłam brwi, jednak kąciki moich ust uniosły się do góry.
- W sumie, czemu nie – zgodziłam się. Ukradkiem, przez jedno z tajnych przejść udałyśmy się do Trzech Mioteł.

Zajęłyśmy wolny dwuosobowy stolik i zamówiłyśmy kremowe piwo. Po chwili madame Rosmerta postawiła przed nami dwa kufle.
- Nie zrozum mnie źle, Evelyn, ale dlaczego jesteś z Malfoyem skoro się tak kłócicie? - zapytała, a ja spojrzałam na nią ciężkim wzrokiem. Nie mówiła tego złośliwie, naprawdę ją interesowały moje relacje z znienawidzonym przez nią Ślizgonem.
- Ten nasz cały związek to była pomyłka. Nasz największy błąd. Zniszczyliśmy tym coś pięknego.
- Kochasz go?
- Kocham go bardziej niż myślisz, jednak nie tak jak sądzisz. Nie jest miłością mojego życia. Kocham go jak przyjaciela. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, gotowymi oddać za siebie życie bez wahania. Po wojnie coś nas zamroczyło i wydawało się nam, że to, co nas łączy to wielka miłość, którą traktujemy jak znajomość. Bardzo tego żałuję – zakończyłam, spuszczając smętnie wzrok.
- Porozmawiaj z nim. Może zrozumie – zaproponowała.
- Myślisz że sama na to nie wpadłam? Nie znasz go – uświadomiłam jej. Westchnęłyśmy i wzięłyśmy kufle do rąk, upijając łyk piwa.

Wyjście do Hogsmeade z Granger przebiegło w spokojnej i neutralnej atmosferze. Nie poruszyłyśmy więcej tego dnia rozmowy o moim związku z Draco. Obie czułyśmy się trochę nieswojo w swoim towarzystwie, a gdy rozmawiałyśmy na takie tematy krępowało nas to jeszcze bardziej. Jakby nie patrzeć, mimo sześciu lat w jednej szkole, nie znałyśmy się wcale, a mimo to byłyśmy do siebie wrogo nastawione. Po dzisiejszym dniu zakopałyśmy topór wojenny i zawarłyśmy pewien niepisany rozejm. Nie między domami Weża i Lwa, ale między Ślizgonką i Gryfonką. Jednakże podchodziłyśmy do siebie z delikatną nieufnością. Musiałyśmy się bliżej poznać, by zacieśnić więzy.

- Nie mam pojęcia, co ją ugryzło – usłyszałam dobrze mi znany, męski, głęboki, lekko zachrypnięty głos. – Od kilku dni jest na mnie wściekła, jakbym nie wiadomo co jej zrobił. Nie daje mi się dotknąć.
- I ty naprawdę nie domyślasz się, dlaczego? - drugi głos był mi równie dobrze znany i bardzo przeze mnie znienawidzony. Teraz był pełen zdziwienia i lekkiej pogardy.
- Chodzi jej o to, co ta Granger jej wtedy w pociągu powiedziała. Wkurzyła się, rozumiem. Ale dlaczego ja musze przez to cierpieć?
- Stary, posłuchaj co ty wygadujesz! - Blaise był wściekły. – Masz zupełnie gdzieś jej uczucia, zależy ci tylko na tym, żeby był dobry seks, tak? Zrozum, że nie wszystko kręci się tylko wokół twojego widzimisię. Dorośnij wreszcie, zmień się trochę, w innym wypadku nie będziesz na nią zasługiwał.
- Ty też się obrazisz? – krzyknął Malfoy za oddalającym się brunetem. – Jasne, obraź się. Stań po jej stronie, zamiast po stronie przyjaciela.
Malfoy został sam w Pokoju Wspólnym, a ja wrosłam w ziemie po usłyszanej rozmowie. Zależało mu tylko na seksie, a mnie miał zupełnie gdzieś. Jednak nie to zdziwiło mnie najbardziej. Mój wróg, który właśnie bronił mnie zacięcie przed własnym chłopakiem. Nie rozumiałam zachowania Blaise’a. Przecież nie znosiliśmy się odkąd zaczęłam mówić, a teraz ten sam chłopak, który odnajdywał przyjemność w obrażaniu mnie, stanął w obronie mojej godności. Pokłócił się ze swoim najlepszym przyjacielem. O mnie. Wiedziałam, że między mną a Malfoyem wszystko skończone, ale nie miałam pojęcia, co odbiło Zabiniemu. Chciałam się dowiedzieć, o co tu chodzi.