Zapraszamy do czytania III wpisu ;) Prosimy o komentarze z waszą opinią!
Enjoy!
____________________
Jej pragnienie się spełniło.
Ostatnią lekcją dzisiejszego dnia była Obrona przed Czarną Magią.
Hermiona stała pod klasą w towarzystwie Harry’ego i Rona, którzy
rozmawiali o tegorocznej lidze Quidditcha.
Dziewczyna skrzywiła się na widok
nadchodzących Ślizgonów. Nie miała nic do nich, ale wiedziała
jak się kończą zajęcia Slytherin – Gryffindor. Przez głowę
przemknęła jej myśl, że mogłaby ostrzec profesora Evertona, lecz
szybko z niej zrezygnowała. Wolała poczekać na obrót wydarzeń.
Kątem oka dostrzegła Malfoya, który szedł w jej stronę razem z
Zabinim. Żaden z nich nie wydawał się zadowolony z pierwszego dnia
nauki. Blondyn nie zaszczycił Gryfonki nawet spojrzeniem, lecz mimo
to, ona zarumieniła się lekko na wspomnienie wydarzenia z pociągu.
Od razu przypomniała sobie o swojej obietnicy przeproszenia Evelyn i
postanowiła, że po zajęciach pójdzie jej poszukać.
Tymczasem drzwi klasy otworzyły się
i stanął w nich nauczyciel. Zlustrował wzrokiem grupę Ślizgonów,
stojących w oddaleniu, po czym zerknął na Gryfonów.
- Myślę, że wszyscy są –
powiedział miękko. – Wobec tego, zaczniemy wcześniej.
Odwrócił się i podążył w głąb
sali, a uczniowie za nim. Hermiona wymieniła spojrzenia z Harrym i
Ronem, wzruszyła ramionami i przekroczyła próg. Zajęła miejsce w
pierwszym rzędzie ławek, a chłopcy dołączyli do niej kilka
sekund później. Spojrzała na profesora, który stanął na
przedzie klasy i czekał aż wszyscy usiądą.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Witam was na pierwszej lekcji Obrony
przed Czarną Magią – zaczął, kołysząc się lekko na piętach.
– Jak wiecie, nazywam się Christian Everton i przez najbliższy
rok będę nauczał tego przedmiotu. Pozwoliłem sobie zerknąć na
wasze wyniki z ostatnich lat, przestudiowałem także wasz plan
nauczania. Stwierdziłem, że tym razem postawimy na praktykę.
Oczywiście, pojawi się również wiedza teoretyczna, jednak
wolałbym się skupić na jej zastosowaniu.
Przez uczniów przetoczyły się
podniecone szepty. Nieczęsto mieli okazję na takie lekcje.
Mężczyzna jedynie uśmiechnął się na tą reakcje i klasnął w
dłonie.
- Dobrze, w takim razie sprawdzimy
wasze umiejętności w pojedynkowaniu się. Proszę dobrać się w
pary i za chwilę zaczynamy.
Hermiona natychmiast złapała za rękę
Harry’ego, który siedział obok niej. Ron posłał jej nienawistne
spojrzenie, a ona w odpowiedzi uśmiechnęła się słodko.
Spojrzała na drugą stronę Sali, gdzie Ślizgoni wybierali
sobie swoje pary. Cieszyła się, że jest z Harrym, który jako
nieliczny w klasie potrafił się świetnie pojedynkować. Jednak jej
radość nie trwała długo. Profesor przerwał rozmowy głośnym
chrząknięciem.
- Mówiąc, żeby dobrać się w pary,
miałem na myśli pary między domami – Everton uśmiechnął się,
widząc skrzywione spojrzenia uczniów. – Najlepiej chłopak z
dziewczyną – dodał.
Harry posłał Hermionie
przepraszające spojrzenie, a dziewczyna westchnęła ciężko. Nie
chciała pojedynkować się ze Ślizgonami, to zbyt przypominało
prawdziwą walkę. Widząc po minach Gryfonów, myśleli to samo co
ona. Z profesorem się nie dyskutuje, pomyślała Gryfonka, po czym
razem z resztą współdomowników ruszyła w stronę Ślizgonów.
Nikt nie kwapił się do szukania swojego partnera, aż do akcji
wkroczył nauczyciel i zaczął sam wybierać pary. Kiedy dotarł do
niej, rozejrzał się po klasie z namysłem. W końcu chwycił
jakiegoś chłopaka za szatę. Hermiona zdrętwiała.
- Panna Granger – powiedział i
przyjrzał się swojej zdobyczy. – I pan Malfoy. Proszę bardzo,
stańcie tam – machnięciem ręki wskazał im kierunek.
Gryfonka spojrzała na Ślizgona z
niechęcią. Chłopak nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem. To
będzie ciężka współpraca. Bez oglądania się za siebie podeszła
pod ścianę i oczekiwała aż wszyscy będą mieli kogoś do pary.
Nie będzie pojedynkować się z Malfoyem, nigdy w życiu. Na samą
myśl jej głowę zalewały wspomnienia z Malfoy Manor, gdzie na jego
oczach Bellatrix rzucała na nią Cruciatusa. Widziała, że był
przerażony i nie chciał na to patrzeć, ale nie zrobił nic,
kompletnie nic, żeby jej pomóc. Zresztą, nie spodziewała się
tego po nim, ale miło było mieć nadzieję. A gdyby teraz miała
wycelować w niego różdżkę i rzucić zaklęcie… Nie była
pewna, czy dałaby radę.
Potrząsnęła głową i spojrzała w
kierunku profesora. Spoglądał na uczniów z satysfakcją, bawiąc
się różdżką.
- Proszę ustawić się pod ścianą,
pojedynek odbędzie się na środku – powiedział, wskazując
miejsce ręką. – Jeśli chodzi o zasady to jako tako nie
obowiązują. Oczywiście, zabrania się używania zaklęć
czarnomagicznych i takich, które mogą wyrządzić trwałe obrażenia
– Posłał grupce młodzieży, stłoczonej pod ścianą,
zachęcający uśmiech. – Na początek może… Panna Parkinson i
pan Weasley, proszę tu podejść.
Hermiona obserwowała uważnie
Ślizgonkę, którą wyszła na środek z obrzydzeniem, malującym
się twarzy. Zaraz za nią kroczył Ron, który nie wyglądał na
zadowolonego czekającą na niego walką. Ich spojrzenia spotkały
się, więc Hermiona posłała mu pocieszający uśmiech i uniosła w
górę kciuk, ale w duchu obiecała sobie, że w razie
niebezpieczeństwa powstrzyma Pansy przed zrobieniem mu krzywdy.
Odnalazła Harry’ego w tłumie i wiedziała, że pomyślał to
samo, co ona.
Pojedynek nie trwał długo, ale –
na szczęście – zakończył się sukcesem Rona. Gryfonka
odetchnęła z ulgą, jednakże zaraz spięła się ponownie,
słysząc, jak profesor wywołuje Pottera i Millicentę Bulstrode. O
Harry’ego nie bała się tak bardzo, była pewna, że wygra. Nie
bez przyczyny przeżył tyle spotkań z Voldemortem i
Śmierciożercami.
Po następnych trzech pojedynkach,
Hermiona, znudzona, oparła się plecami o ścianę i wbiła wzrok w
sufit. Domyśliła się, że ona i Malfoy będą ostatni. Swędził
ją czubek głowy na myśl o niej i o fretce jako parze. Zaczynała
podejrzewać, że profesor Everton nie przez przypadek wybrał dla
niej Malfoy’a, wiedząc o ich wspólnej przeszłości. Jeśli tak
było, Gryfonka nie potrafiła powiedzieć dlaczego.
- Jako ostatni pojedynkować się będą
panna Granger i pan Malfoy – usłyszała głos nauczyciela, który
opierał się o biurko i stamtąd obserwował, co się działo.
Hermiona podeszła bliżej i zwróciła się do profesora.
- Nie można by zrobić jakiejś
zamiany, proszę pana? – zapytała, patrząc na niego z niema
prośbą w oczach.
- Tchórzysz, Granger? – Malfoy
wydal z siebie pełne drwiny prychnięcie.
- Myślę, że to już nie będzie
konieczne – uśmiechnęła się do mężczyzny, po czym odwróciła
się w stronę blondyna. – Zobaczymy na co cię stać, Malfoy –
syknęła.
Stanęli przodem do siebie. Hermiona
widziała jego stalowoszare oczy, wpatrujące się w nią, poszukując
najmniejszego ruchu. Kiedy nauczyciel dał znak, jednocześnie
unieśli różdżki przed swoje twarze. Gryfonka zmrużyła oczy, po
czym opuściła broń, odwróciła się i przeszła trzy kroki.
Zaczęło się niepozornie. Chłopak
rzucił Expelliarmus, a ona obroniła się prostym Protego. W
niczym nie przypominało to prawdziwej walki.
Do czasu.
Hermiona mimowolnie zaczęła
przypominać sobie wszystkie pojedynki, które stoczyła. Skutkiem
tego było użycie bardziej zaawansowanych zaklęć, co w efekcie
wywołało reakcję u Malfoya. Dziewczyna widziała, jak z trudem
uniknął jednej z klątw, po czym zacisnął zęby ze złością i
odparował atak niewerbalnie. Posłała mu złośliwy uśmiech.
Pojedynek stawał się coraz bardziej
niebezpieczny. Hermiona i Draco krążyli wokół siebie, świadomi
każdego swojego ruchu i gestu. Gryfonka odbierała to jako coś
osobistego. Musiała zwyciężyć. Może to pomogłoby uświadomić
innym, że jest coś warta, pomimo jej mugolskiego pochodzenia. Odkąd
zaczęła uczęszczać do Hogwartu robiła wszystko, aby pokazać, że
niczym się nie różni od uczniów z czarodziejskich rodzin. Starała
się zaistnieć również dla własnej satysfakcji. Wszystko, co
zrobiła zachwiało się poważnie, kiedy Bellatrix rozrywała ją od
środka Cruciatusem. Bez litości. Dlatego walczyła teraz tak
zaciekle. Chciała udowodnić Malfoy’owi, że nie jest
bezużyteczna.
- Wystarczy, wystarczy – Ich
pojedynek przerwał profesor Everton. Jednym ruchem różdżki
zniwelował zaklęcie, które rzuciła Hermiona. – Możecie opuścić
różdżki. Mamy remis.
Dyszała ciężko. Była zła na
nauczyciela. Dlaczego nie pozwolił im dokończyć pojedynku?
- To koniec na dzisiaj. Możecie się
rozejść – Hermiona od razu ruszyła w stronę Harry’ego i Rona,
którzy patrzyli na nią z zaskoczeniem.
- No co? – zapytała, zabierając
swoją torbę z ławki.
- Hermiono, to było niesamowite –
pochwalił ją Ron, klepiąc po ramieniu. Uśmiechnęła się w
odpowiedzi.
- Ron, co powiesz na partyjkę szachów
przed kolacją? – rzucił Harry, uprzednio obdarzając Gryfonkę
zaniepokojonym spojrzeniem.
- Ja, w przeciwieństwie do was, mam
zamiar zrobić coś pożytecznego – prychnęła Hermiona, ignorując
Harry’ego. – Pójdę do biblioteki i zacznę pisać wypracowanie
dla profesor Sprout. Radziłabym wam zrobić to samo.
Ron i Harry wywrócili oczami
- To dopiero pierwszy dzień, na
napisanie wypracowania został nam cały tydzień – odezwał się
rudzielec, a jego towarzysz pokiwał głową na znak zgody. – To
jak, idziesz z nami?
Potrząsnęła głową. Pożegnała
się, po czym skierowała swe kroki ku bibliotece. Wtem przypomniała
sobie o swoim postanowieniu przeproszenia Evelyn Nott. Po pojedynku z
Malfoy’em nie miała ochoty widzieć żadnego Ślizgona, ale
pragnęła uspokoić swoje sumienie na dobre.
*
Od krótkiej wymiany zdań z Draco nie
zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Patrzyliśmy na siebie wściekłym
wzrokiem, jednak z czyhającym gdzieś z tyłu smutkiem. Zabini
spoglądał na mnie z rozżaleniem, jednak twarz miał zimną i
obojętną. Nie obchodziło mnie samopoczucie Zabiniego i to, że
przeze mnie był w złym humorze. Bardziej byłam zainteresowana
innym Ślizgonem, również nie był w dobrym humorze. Kierowałam
się właśnie na błonia, żeby uspokoić drżenie rąk papierosem,
gdy usłyszałam za sobą głos, o zgrozo, Hermiony Granger.
- Evelyn, zaczekaj – przepychała
się do mnie przez uczniów idących korytarzem. Przystanęłam,
obracając się w jej stronę i splatając ramiona na piersiach.
Spojrzałam na nią wyczekująco, z zimną obojętnością.
- Czego? - zapytałam spokojnie.
- Możemy porozmawiać? Ale nie tutaj?
- zapytała lekko drżącym głosem, w oczach miała niemą prośbę.
- Jeśli chcesz mnie znowu powyzywać,
to śmiało. Nie musimy nigdzie iść, tutaj masz pokaźną widownie
– warknęłam. Dziewczyna zarumieniła się.
- Właśnie o tym chciałam
porozmawiać – popatrzyła na mnie dużymi orzechowymi oczami,
przygryzając wargę. Zmarszczyłam brwi zszokowana, po czym
odwróciłam się i skierowałam w stronę jeziora, słysząc idącą
za mną Gryfonkę. Na miejscu odwróciłam się do dziewczyny i
zerknęłam na nią wyczekująco.
- Więc?
- Uważam, że to, co robiliście w
pociągu nie było zbyt… etyczne - powiedziała cicho, uciekając
wzrokiem. - Mimo to, nie powinnam cię obrażać – skrzywiła się,
po czym dodała głośniej: - Dlatego chciałam się przeprosić za
to, co powiedziałam. Rób z Malfoy’em co tam tylko chcesz, ja się
w to nie mieszam. - Spojrzałam na dziewczynę z politowaniem, nie
wiedząc czy mam się śmiać, czy płakać lub może paść na
kolana i bić pokłony. Westchnęłam.
- Posłuchaj mnie, Granger. Masz
zupełną rację. To co robię z Malfoyem to tylko i wyłącznie
nasza sprawa i nie powinnaś się w to mieszać. Nie interesuje mnie
twoje zdanie na temat mojego życia intymnego i czy według ciebie
było to etyczne czy nie. Co do obrażania mnie, to mam gdzieś twoje
przeprosiny. Dzięki tobie jestem pokłócona z Draco i żadne słowa
tego nie naprawią. Nie powinnaś komentować tego, co było w
pociągu. Mogłaś siedzieć cicho, ale najwidoczniej
Panna-Wiem-To-Wszystko nie potrafi ugryźć się w język –
powiedziałam na jednym wdechu, obserwując ją. Hermiona posłała
mi niedowierzające spojrzenie.
- Świetnie. Chciałam tylko
poinformować cię, że żałuje tego, co powiedziałam. Dziękuje za
zrozumienie – rzekła obojętnym tonem, jednak zobaczyłam smutek
na jej twarzy. Zrobiło mi się głupio. Przygryzłam wargę.
- Przepraszam cię, Hermiono –
mruknęłam, ubolewając nad swoją głupotą. – Poniosło mnie,
mam teraz naprawdę ciężki okres, ale nie powinnam się wyżywać
na tobie. Nie jesteś niczemu winna... - urwałam i westchnęłam
ciężko. Spojrzałam na stojącą przede mną dziewczynę, która
wlepiała we mnie ze zdziwieniem wzrok. - Mam coś na twarzy? -
zapytałam dla pewności.
- Nie, po prostu... pierwszy raz
usłyszałam swoje imię z twoich ust. To trochę dziwne, bo zawsze
mówiłaś mi po nazwisku – uśmiechnęła się niepewnie, a ja
odniosłam wrażenie że dziewczynę ucieszyło zwykłe wymówienie
przeze mnie jej imienia. –Przykro mi, Evelyn, że przeze mnie
pokłóciłaś się z Malfoyem. Powinnam być wtedy cicho –
westchnęła.
- Nie przepraszaj mnie, to naprawdę
nie twoja wina. Otworzyłam w końcu oczy... - zaczęłam znowu, ze
wzrokiem zwróconym gdzieś w dal. Ponownie zerknęłam na
dziewczynę, po czym machnęłam ręką – Nieważne.
- Otworzyłaś oczy? - powtórzyła
dziewczyna, patrząc na mnie z odrobiną sympatii. Byłam pod
wrażeniem jej otwarcia na innych.
- Uświadomiłam sobie coś po prostu,
po tym co powiedziałaś w pociągu i po kłótni... Ale to nieważne
– uśmiechnęłam się do niej lekko. Dziewczyna patrzyła na mnie,
mrużąc zabawnie oczy.
- Masz ochotę na piwo kremowe? -
zapytała z szerokim uśmiechem. Zmarszczyłam brwi, jednak kąciki
moich ust uniosły się do góry.
- W sumie, czemu nie – zgodziłam
się. Ukradkiem, przez jedno z tajnych przejść udałyśmy się do
Trzech Mioteł.
Zajęłyśmy wolny dwuosobowy stolik i
zamówiłyśmy kremowe piwo. Po chwili madame Rosmerta postawiła
przed nami dwa kufle.
- Nie zrozum mnie źle, Evelyn, ale
dlaczego jesteś z Malfoyem skoro się tak kłócicie? - zapytała, a
ja spojrzałam na nią ciężkim wzrokiem. Nie mówiła tego
złośliwie, naprawdę ją interesowały moje relacje z
znienawidzonym przez nią Ślizgonem.
- Ten nasz cały związek to była
pomyłka. Nasz największy błąd. Zniszczyliśmy tym coś pięknego.
- Kochasz go?
- Kocham go bardziej niż myślisz,
jednak nie tak jak sądzisz. Nie jest miłością mojego życia.
Kocham go jak przyjaciela. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi,
gotowymi oddać za siebie życie bez wahania. Po wojnie coś nas
zamroczyło i wydawało się nam, że to, co nas łączy to wielka
miłość, którą traktujemy jak znajomość. Bardzo tego żałuję
– zakończyłam, spuszczając smętnie wzrok.
- Porozmawiaj z nim. Może zrozumie –
zaproponowała.
- Myślisz że sama na to nie wpadłam?
Nie znasz go – uświadomiłam jej. Westchnęłyśmy i wzięłyśmy
kufle do rąk, upijając łyk piwa.
Wyjście do Hogsmeade z Granger
przebiegło w spokojnej i neutralnej atmosferze. Nie poruszyłyśmy
więcej tego dnia rozmowy o moim związku z Draco. Obie czułyśmy
się trochę nieswojo w swoim towarzystwie, a gdy rozmawiałyśmy na
takie tematy krępowało nas to jeszcze bardziej. Jakby nie patrzeć,
mimo sześciu lat w jednej szkole, nie znałyśmy się wcale, a mimo
to byłyśmy do siebie wrogo nastawione. Po dzisiejszym dniu
zakopałyśmy topór wojenny i zawarłyśmy pewien niepisany rozejm.
Nie między domami Weża i Lwa, ale między Ślizgonką i Gryfonką.
Jednakże podchodziłyśmy do siebie z delikatną nieufnością.
Musiałyśmy się bliżej poznać, by zacieśnić więzy.
- Nie mam pojęcia, co ją ugryzło –
usłyszałam dobrze mi znany, męski, głęboki, lekko zachrypnięty
głos. – Od kilku dni jest na mnie wściekła, jakbym nie wiadomo
co jej zrobił. Nie daje mi się dotknąć.
- I ty naprawdę nie domyślasz się,
dlaczego? - drugi głos był mi równie dobrze znany i bardzo przeze
mnie znienawidzony. Teraz był pełen zdziwienia i lekkiej pogardy.
- Chodzi jej o to, co ta Granger jej
wtedy w pociągu powiedziała. Wkurzyła się, rozumiem. Ale dlaczego
ja musze przez to cierpieć?
- Stary, posłuchaj co ty wygadujesz!
- Blaise był wściekły. – Masz zupełnie gdzieś jej uczucia,
zależy ci tylko na tym, żeby był dobry seks, tak? Zrozum, że nie
wszystko kręci się tylko wokół twojego widzimisię. Dorośnij
wreszcie, zmień się trochę, w innym wypadku nie będziesz na nią
zasługiwał.
- Ty też się obrazisz? – krzyknął
Malfoy za oddalającym się brunetem. – Jasne, obraź się. Stań
po jej stronie, zamiast po stronie przyjaciela.
Malfoy został sam w Pokoju Wspólnym,
a ja wrosłam w ziemie po usłyszanej rozmowie. Zależało mu tylko
na seksie, a mnie miał zupełnie gdzieś. Jednak nie to zdziwiło
mnie najbardziej. Mój wróg, który właśnie bronił mnie zacięcie
przed własnym chłopakiem. Nie rozumiałam zachowania Blaise’a.
Przecież nie znosiliśmy się odkąd zaczęłam mówić, a teraz ten
sam chłopak, który odnajdywał przyjemność w obrażaniu mnie,
stanął w obronie mojej godności. Pokłócił się ze swoim
najlepszym przyjacielem. O mnie. Wiedziałam, że między mną a
Malfoyem wszystko skończone, ale nie miałam pojęcia, co odbiło
Zabiniemu. Chciałam się dowiedzieć, o co tu chodzi.